Emotiva Airmotiv T2+ | raty 0% WROCŁAW

  • para
  • 5 000,00 zł / para

Ponadprzeciętna wielkość, równie słuszna masa, czarna obudowa i przetworniki…

Budowa

Skrzynie sklejono z grubych płyt HDF.
Podobnie jak w tańszych modelach Emotivy, przód pociągnięto satynowym lakierem, a resztę wykończono skóropodobną okleiną. Wygląda to szlachetniej od drewnopodobnej folii winylowej, powszechnie stosowanej na tym poziome cenowym.

Górną krawędź frontu ścięto w celu nadania kolumnom wizualnej lekkości.

Do dna przymocowano plastikowe stopy, wykończone miękką gumą. Można w nie wkręcić dołączone w komplecie kolce.

Z tyłu zamontowano szeroki wylot tunelu rezonansowego i podwójne terminale.

Skrzynie wzmocniono kilkoma wręgami i obficie wytłumiono sztuczną wełną.

Tweeter i przetwornik średniotonowy zamknięto w osobnej komorze. Pozostała przestrzeń, wentylowana bas-refleksem, pozostaje do dyspozycji dwóch wooferów.

W solidnej obudowie rządzą dwa 20-cm woofery.

We wszystkich jej modelach za wysokie tony odpowiadają przetworniki AMT (Air Motion Transformer). Średnica i dół pozostają domeną konwencjonalnych stożków. Choć producent oficjalnie nie używa słowa „kewlar”, najprawdopodobniej wykonano je właśnie z tej plecionki.

Średnicę pasma powierzono 13-cm głośnikowi z aluminiowym korektorem fazy, natomiast na dole rozrabia para 20-cm wooferów.

Większą część przedniej ścianki zasłaniają długie maskownice w formie ramek z HDF-u, obciągniętych elastyczną tkaniną.

Trzymają się dzięki ukrytym magnesom. Producent utrzymuje, że materiał jest przezroczysty akustycznie.

Wrażenia odsłuchowe

Mając przed sobą parę ponadmetrowej wysokości czarnych zbójów, można oczekiwać adekwatnego charakteru brzmienia. Kontrolne przesłuchanie kilku płyt dawnych mistrzów baroku było czystą formalnością. Wraz z pierwszymi taktami „Koncertów brandenburskich” czarne obeliski przeistoczyły się w audiofilskie monitory. Dźwięczne, rozświetlone wysokie tony sypały snopy iskier przy każdym pociągnięciu smyczka czy uderzeniu w klawisze klawesynu, a czysta i napowietrzona średnica mogłaby zawstydzić niejedną obcmokaną konstrukcję z włoskim rodowodem. Co zaskakujące, woofery pozostały na tyle dyskretne, że aż musiałem ich dotknąć, by sprawdzić, czy w ogóle działają.

Scena T2+ w pełni zasługuje na miano „amerykańskiej”. W nagraniach dalekiego pola muzycy stali szerokim łukiem za głośnikami, by w realizacjach studyjnych przysunąć się do słuchacza. Nigdy nie przekraczali linii bazy, nie mieli za to oporów przed zajmowaniem miejsc na zewnątrz ścianek bocznych. W kameralnych składach wykonawcy znajdowali się w pewnym oddaleniu od siebie, a gdy na tacce odtwarzacza lądowały nagrania orkiestr z solistami i chórem, wyżej stojący śpiewacy wyraźnie unosili się nad głośnikami. Trudno jednoznacznie przypisać ten efekt wysoko umieszczonym AMT, ale coś może być na rzeczy. Tym bardziej, że w nagraniach muzyki elektronicznej scena przypominała kopułę, sklepioną wysoko nad kolumnami. Podsumowując ten etap, w klasyce Emotivy T2+ zaprezentowały poziom udanych zestawów podstawkowych w zbliżonej cenie. A przecież w pakiecie znajdują się jeszcze 20-cm głośniki basowe i duża obudowa, które można wykorzystać choćby do uprzykrzania życia nielubianym sąsiadom.

Kierując się w stronę rocka, zajrzałem na chwilę do składziku z akustycznym jazzem i owa chwila przeciągnęła się do kilku godzin. Wciąż obowiązywał monitorowy charakter brzmienia, tyle że został on dociążony smakowitymi niskimi tonami. I nie mam tu na myśli ich ilości. Mocny i zdyscyplinowany bas trochę zaprzeczał gabarytom T2+; bardziej bowiem pasował do sporych konstrukcji na podstawkę niż ponadmetrowych podłogówek. Kiedy zaś elektryczne wiosło chwycił Marcus Miller, bas wspiął się na jakościowe wyżyny.

Szybkość, barwa i kontrola mogłyby stanowić atut niejednej konstrukcji kosztującej dwa razy więcej od Emotivy.

Solowe popisy wirtuoza czterech strun, jak sama nazwa wskazuje, służą do popisywania, ale zwróćcie uwagę na grę Millera w nagraniach Milesa Davisa czy na nieśmiertelnej płycie „Migrations” Grusina. Klasa przez wielkie "K"

Zanim doszedłem do rocka, zahaczyłem jeszcze o płyty koncertowe.

Ależ one zabrzmiały!

Choć od realizacji minęło kilkadziesiąt lat, występy Dave’a Brubecka, Benny Watersa i Arne Domnerusa miały taką świeżość i naturalność, jakby dopiero wczoraj zeszły ze stołu mikserskiego. Co ja gadam, ze świecą dziś szukać realizatora, który potrafi odwzorować analogową miękkość, nasycenie barw i „fizjologiczne” brzmienie sprzed epoki cyfrowej. Dodajmy do tego świetne sekcje rytmiczne oraz precyzyjną budowę sceny, a… znów otrzymamy przepis na rasowy audiofilski monitor.

Emotivy T2+ to trójdrożne czterogłośnikowe grzmoty, zbudowane raczej z myślą o bardziej energetycznej muzyce. Z tego względu ostatni, kilkunastodniowy etap wspólnej podróży odbyłem w rytmie rocka.

Drogą losowania pierwszy w odtwarzaczu wylądował album „Up” Petera Gabriela i w mgnieniu oka amerykańskie kolumny się otworzyły. Nie żeby do tej pory grały ze ściśniętym gardłem, ale krążek dawnego frontmana Genesis otwarł na oścież wszystkie okna i wpuścił do brzmienia mnóstwo światła i rześkości. Dźwięk nie został jednak rozjaśniony; raczej Gabriel tchnął w niego nowe życie. Płyta prezentuje referencyjny poziom techniczny i, pomimo upływu blisko 20 lat od premiery, na odpowiednim sprzęcie wciąż potrafi zaskoczyć detalami. Emotivy T2+ nie odsłoniły żadnego jej sekretu, ale ogólny poziom prezentacji nie pozwalał na najmniejsze słowo krytyki. Szeroka scena z wyraźnym podziałem na plany, świetna sekcja rytmiczna, niebanalne efekty przestrzenne – wszystko to zostało podane na tacy i w tak zrealizowanym materiale T2+ ukazały pełen potencjał.

A w nieco bardziej plebejskim repertuarze?

Pod tym względem flagowe Emotivy nie miały praktycznie ograniczeń ilościowych ani jakościowych. W ciężkim łojeniu zachowywały się tak, jakby zostały zaprojektowane specjalne z myślą o Black Sabbath, Metallice czy Sabatonie.

W nieco spokojniejszych klimatach bluesowych pozwalały na długie, melancholijne solówki i nieśpieszną kontemplację utworów. Natomiast w muzyce elektronicznej, klubowej i filmowej do głosu dochodził głęboki, pulsujący dół.

Konkluzja

Pod względem brzmienia i ceny Emotivy T2+ to godni rywale najlepszych konkurentów z tego segmentu cenowego.

Może nie mają aparycji hollywoodzkiego żigolaka, ale nie brak im specyficznego uroku agenta 007.

Faceci z reguły lubią „męskie kino”, więc od razu poczują z nimi więź.

Natomiast wrażliwe serca niewieście Emotivy złamią w staromodny sposób, przy zgaszonych światłach.

Stan idealny - jak nowe.

Gwarancja do 18.01.2027

Cena za parę tj. 2 sztuki.

Informacje o bezpieczeństwie produktu
Informacje o producencie